pamiętam

powódz w 1997 jak dziś. byłem na malcie i co chwila rodzina u której mieszkałem pokazywała mi zdjęcia w dziennikach maltańskich, byłem nimi zachwycony i nie mogłem doczekać się powrotu do domu, bo miałem nadzieję, że aby dojechać do mojego domu będę musiał wsiąść w łódkę i wiosłować. jaki sens ma powódź dla ośmiolatka jeśli nigdy nie dochodzi do jego miasta rodzinnego? jedyna moja obawa była taka, że mój ojciec kiepsko pływa i może mieć problemy z utrzymaniem się na wodzie (mój ojciec pływał chyba dobrze, ale jako jedyny z naszej rodziny nie był w klubie pływackim) dzieciaki w moim wieku, które ze mną przebywały na malcie ciągle wskazywały na gazety pytając się czy ta babka na zdjęciu to moja babcia. nie wiem skąd przekonanie, że w polsce mieszka 8 osób, tudzież pomysł na to, że wszyscy tutaj jesteśmy jakoś powinowaceni.
więc malta is kul.
nauczyłem się tam dwóch rzeczy, wbrew pozorom mcdonalds jest kurewsko drogi i prędzej czy później może się okazać, że wszystkie pieniądze, które dostałeś na wyjazd wydałeś na Big Maci.
Jeśli uczysz się angielskiego wśród samych polaków możesz nauczyć swojego nauczyciela wszystkich przekleństw i nic ci nie grozi, dzięki czemu na kolacji pożegnalnej może przy wszystkich powiedzieć do dyrektora szkoły: „Mike… chuj ci w dupę ty stary pedale”
niezrozumiałe jest za to dlaczego my w ciągu miesiąca przeskakiwaliśmy na poziom intermediate, a on miał problemy z zapamiętaniem jednego pieprzonego zdania.

a… od 8 roku życia (właśnie po powrocie z maly) miałem często problemy z zapamiętywaniem polskich słów, potem mi się poprawiło, ale stwierdziłem, że to, iż czasami wyglądam na niedorozwoja mi pomaga, dlatego wyjechałem do londynu i wróciło to z pełną mocą.

chciałbym aby do warszawy dotarła taka powódź, że woda byłaby na ulicy dąbrowszczaków, bo na niej mieszkam, w końcu marzenie z dzieciństwa by się spełniło, popłynąłbym łódką do zoo i próbował złapać fokę.


About this entry