nie rozumiem

Pokój był pusty. Siedział po środku w kompletnej ciszy, mimo że zarówno komputer jak i telewizor były włączone. Podpalił papierosa, dziękując w duchu, że w końcu ma jakieś pieniądze. Normalnie wydałby je wszystkie, ale ostatnio sam fakt posiadania ich sprawiał mu większą przyjemność niż zdobywanie jakichś rzeczy dzięki nim. Kawa, która stała na stole już dawno wystygła mimo to popijał ją już 3 godzinę. Był zbyt leniwy, aby pójść do sklepu i kupić cukier, zresztą i tak było już za późno.
Miał 21 lat. Potencjalnie był uzależniony od 4 do 8 rzeczy, ale nie był w stanie tego stwierdzić jako, że jeszcze nigdy nie próbował ich rzucić. Podniósł się i podszedł do lustra, podniósł koszulkę, aby utwierdzić się w przekonaniu, że przydałoby mu się wziąć się za siebie, ale to też wykraczało poza jego możliwości. Jakikolwiek wysiłek mógł zepsuć całość jego postępowania.
Ostatnio faktazjował. Normalnie fantazjował o kobietach i seksie, łączyło się to z rozmowami z nimi, z muzyką, z filmami, które chciał nakręcić i z opowiadaniami, które chciał napisać. Teraz fantazje się zmieniły. Na gorsze. Nie dlatego, że były inne. Dlatego, że nie sprawiały mu żadnej przyjemności, były jak rozmowy z ludźmi, których nie znasz i których nie chcesz poznać, ale nie przeszkadzają ci na tyle, aby ich o tym uświadomić. Był całkowicie bez znaczenia. Obojętne.
Zresztą kiedyś fantazjował o rzeczach, które miały szansę się wydarzyć, opierał to przekonanie na wcześniejszych doznaniach, teraz sny nie miały prawa dojść do skutku. Składały się z krótkich chwil. Trwały może 30 sekund i się kończyły. Występowały pistolety, noże, sznury i najważniejsze, śmierć. Jak dziwne była jego obojętność, gdy przecież całe jego życie opierało się na strachu, na przejmowaniu się, na poszukiwaniu. Teraz brak jakichkolwiek zainteresowań, jakichkolwiek uczuć grał pierwsze skrzypce.
Powoli poszedł do łazienki i opłukał twarz zimną wodą, znów uszy go piekły, a jego mózg przekazywał mu, że oczy nie działają jak powinny, mimo że wszystko było w porządku. Po chwili obrócił się i zwymiotował do toalety, coraz częściej mu się to zdarzało, a on nie był w stanie określić powodu. Jadł to co zwykle, pił to co zwykle, brał to co zawsze, jednak jego ciało coraz bardziej się męczyło wszystkim. Jeszcze niedawno wychodził z domu i umiał wrócić po dwóch tygodniach imprezowania, teraz wychodził z domu raz na dwa tygodnie, czasem częściej gdy musiał wyprowadzić psa.
Zaczął ostatnio słuchać całkiem innej muzyki, interesować się nowymi rzeczami i zapominał o swoim poprzednim ja. Jakby następowało powolne rozczłonkowanie jego osobowości. Nawet wiara, która dotąd w nim siedziała zniknęła. Teraz była obojętność. Większa niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić.
Usiadł z powrotem w pokoju i zaczął tępo wpatrywać się w telewizor. Kolory, twarze, obcy, historie, które były ograne do bólu. Nie interesujące, bo nie związane z niczym co znał. Jak dziwne jest to, że gdy zawsze opierał swoje życie na innych ludziach, tak teraz nawet nie był ku temu bliski. Zawsze wyglądało na to, że może sobie pozwolić na więcej niż inni. Jakimś niezrozumiałym trafem wybaczano mu o wiele więcej niż komukolwiek innemu. Dziwni ludzie. Zawsze odchodził w pewnym momencie, gdy wszystko wokół wydawało mu się naznaczone, gdy nie było już tylko jego. O wiele lepiej się czuł trzymając się mało znaczących znajomości, trzymając się ludzi, których nie znał, wtedy nie mogło dojść do przerwania całej bajkowości. Historie się nie zazębiały i nie trafiły sensu, wszystko było w swoich szufladkach tak jak to planował.

Wszystko musiało być jego. Jeśli kochał jakiś film, nigdy nie mówił o tym innym ludziom, aby oni się nim nie zainteresowali, aby pozostał jego. Jeśli uwielbiał jakiś utwór nie dawał szansy innym go słuchać, nie pozwalał na to. A jeśli dochodziło do tego, rzucał wszystko i szukał od nowa. Miał to szczęście, że już tyle czasu tak postępował, że dochodził, aż zbyt daleko by komukolwiek się chciało w to zagłębiać jak jemu, więc miał coraz więcej, miał plany b,c,d i setki więcej na wypadek wszystkiego. I zawsze zaprzeczał.
Zawsze.


About this entry